Historia, którą opowiada w swojej najnowszej wystawie Zbigniew Rogalski zaczyna się od zbioru muszli. Malarz przyzwyczaił nas do obrazów, w których przenikają się różne przestrzenie – artystyczna, muzealna i intymna, prywatna. „Homesick” to również rodzaj kolekcji, ale stanowi ona ledwie pretekst do głębszej medytacji. Rogalskiego zajmuje wieloznaczna relacja między ciałem a architekturą, między tym co żywe, a co skonstruowane dla jego ochrony, między tym co organiczne, a tym co racjonalne. Opuszczone skorupy na jego obrazach są zarazem wyobrażeniami miejsc potencjalnego schronienia, przestrzenią do zamieszkania, jak i metaforą porzucenia domu, odejścia albo wymuszonej ucieczki. Ten wieloznaczny symbol w malarskiej interpretacji Rogalskiego ma w sobie miękkość całunu. Jego malarstwo w poruszający sposób łączy formalną odkrywczość i finezję z lirycznym przesłaniem. Samo w sobie jest intuicyjną podróżą po linii spirali w głąb, tam gdzie obraz w końcu gaśnie, ale ciekawość pozostaje żywa.
Płótnom towarzyszą fotografie, na których pojawia się leżąca sylwetka nastoletniego syna artysty. „Portret chłopca” – tak roboczo nazwał te wizerunki Rogalski, ale mogą się one również kojarzyć z figurą wypełzającego w samodzielną przyszłość ślimaka. Malarz wrysowuje w nie podstawowe figury geometryczne poszukując racjonalnego, witruwiańskiego porządku. A jednak, w miejsce prostej reguły powraca tu znacząco motyw spirali.
Specjalnym dopełnieniem wystawy jest ścieżka dźwiękowa skomponowana i nagrana na zaproszenie artysty przez Monikę Brodkę.