Wspólna wystawa Sławomira Elsnera i Zbigniewa Rogalskiego ujawnia obrazy, które na co dzień dostępne są tylko artystom – widoki wnętrz pracowni i pejzaże z dna oka malarza. Jedne i drugie mogłyby zostać uznane za całkowicie fantastyczne, stworzone za pomocą kredek, farb i wyobraźni, bardziej by zaspokoić ciekawość laika niż zdokumentować stan faktyczny. Obu artystów fascynuje umowność i zwiewność obrazu, ale w pracach prezentowanych na wystawie pojawia się również szczera autorefleksja nad typowością przestrzeni, w której powstaje sztuka i nad zwodniczą naturą ludzkiego aparatu wzroku.
Elsner kolekcjonuje widoki wnętrz pracowni zaprzyjaźnionych lub znajomych artystów (Althamera, Bujnowskiego, Dwurnika, Kulik, Kwade, Maciejowskiego, Sasnala), a swoje rysunki wykonuje na podstawie wykonanych tam zdjęć. Są to ujęcia arbitralne i z założenia niepełne, więcej mówiące o portretującym niż portretowanym. Jest w nich zarazem nuta swoistej empatii, niedowierzanie artysty w wyjątkowość miejsca, w którym pracuje. Na rysunkach Elsnera nie ma postaci, jedynie fragmenty wnętrz i prac oraz liczne rekwizyty, które układają się w rodzaj kameralnej scenografii. Miejsca te zastajemy tuż „przed”, „po” lub „w przerwie” rozgrywającej się tam akcji – co potęguje ciekawość, chęć poznania jej szczegółów. Ta jednak pozostaje w sferze intymnej, the artist is not present – nie ma tu miejsce na alegorię, jest zwykła praca, cierpliwie nakładane kolejne warstwy rysunku. Szczególnym dopełnieniem tego cyklu jest prezentowany na wystawie rysunek przedstawiający studio Rogalskiego, z widocznymi obrazami przygotowanymi na wspólny pokaz obu artystów w Rastrze.
We wczesnych pracach Rogalskiego temat pracowni, wyizolowanego laboratorium malarskiego, był jednym z kluczowych. Malarz sondował w ten sposób relację między malarstwem a realną przestrzenią i tym co dzieje się „na zewnątrz”. Z czasem jego uwaga coraz bardziej skupiała się na rozszczepianiu obrazu, nawarstwianiu wizerunków i ich odbić, by w końcu dojść do sedna – do światła. To ono buduje narrację w najnowszych malarskich i fotograficznych pracach artysty. Błysk flesza, płomienie trawiące pocięty arkusz papieru, światło w tunelu – obsesyjnie powracający efekt oślepienia rymuje się z niezwykłym dyptykiem przedstawiającym Pejzaże z dna oka (2015). Widok nieba z suchymi gałęziami, motyw nawiązujący do wcześniejszego cyklu Śmierć partyzanta (2005), przeistacza się tu w diagnostyczny obraz dna oka z wyraźnymi zmianami chorobowymi. Rogalski dotyka fundamentalnych kwestii związanych z widzeniem i konstruowaniem obrazu, wnika jednocześnie w anatomię oka i w jego metafizykę – pejzażowy obraz koron drzew i nieba przynależy do tej strefy. I podobnie jak w przypadku misternie rysowanych przez Elsnera widoków pracowni, również u Rogalskiego mamy do czynienia ze swoistym obrazem archetypicznym, a jednocześnie ze studium wyczerpania. Tu bowiem wszystko zaczyna się i kończy – w oku, w pracowni artysty.