
Szwedzka artystka Johanna Billing (ur. 1973) reprezentuje ten sposób myślenia o sztuce współczesnej, który zakłada, że gotowe „dzieło” – w tym wypadku są tu kilku- bądź kilkunastominutowe filmy – jest jedynie częścią realnego procesu społecznego, jaki winna sztuka generować. Na potrzeby swoich prac, starannnie dobierając miejsce i kontekst akcji, Billing mobilizuje swoiste mikro społeczności (grupę muzyków bądź przyjaciów czy dzieci uczęszczające na zajęcia do domu kultury), które jednoczy wspólne zadanie zaproponowane przez artystkę (rejs morski, przeprowadzka, wspólne nagranie piosenki). W ten sposób jej filmy balansują na granicy dokumentu i fikcji, ukazując zarazem ludzkie działania jako metaforę generalnych procesów społecznych lub politycznych. „Wszystko jest o zmieniającym się społeczeństwie i tworzących go ludziach” – mówi o swoich pracach artytka.
Świat jaki konstruje w swych filmach Johanna Billing pełen jest dobrze nam znanych – tu i teraz – rozterek. Bez wahania można uznać jej sztukę za swoisty (bo niemal całkowicie pozbawiony tekstu mówionego) „głos pokolenia” – pierwszej generacji urodzonej po rewolucji 1968 roku i dorosłej po 1989 roku. W najprostszy sposób, raczej dokumentując toczący się proces niż tworząc fabularne opowieści, artystka dotyka kwestii partycypacji, wspólnotowości, zaangażowania w grupowe aktywności, bądź braku takowego: pasywności, milczącego oporu, niezdecydowania. Powracajacym motywem jej prac jest prywatność skonfrontowana z kolektywnością, obserwowana i traktowana jako swoisty mikrokosmos życia społecznego. Zwrot ku prywatności i indywidualności jest też próbą poszukiwania autentycznych emocji, które mogłyby przełożyć się na przełamanie impasu, marazmu gaszącego wszelkie impulsy społecznego aktywizmu.
Bohaterami filmów Billing, kręconych w Skandynawii, Holandii, Wielkiej Brytanii czy dawnej Jugosławii, są przeważnie młodzi ludzie, podobnie ubrani 20- i 30-latkowie, współczesna, europejska międzynarodówka młodzieżowa; z jednej strony chętnie angażujący się w grupowe działania czy wspólne spędzanie wolnego czasu, z drugiej jednak sprawiający wrażenie przekonanych, że „ważne decyzje” zapadają gdzieś indziej, a „wielka historia” już dawno się dokonała – tak jak w „Another Album” (2006), w którym grupa młodych muzyków z Chorwacji spędza noc na wspólnym śpiewaniu nowofalowych jugosławiańskich piosenek z lat 80.
Odtwarzane w pętli, a więc pozbawione wyraźnego początku i końca, filmy Billing sprawiają wrażenie bezczasowych, kolejne czynności powtarzają się bez kulminacji, wyznaczając własny, niespieszny rytm i uciekając od prostej konkluzji czy puenty. Kluczową rolę odgrywa w nich warstwa dźwiękowa – praktycznie pozbawiona dialogów, czasem ograniczona do naturalnych odgłosów, a czasem wypełniona niemal całkowicie muzyką, która nie tylko buduje dramaturgię filmów, ale jest też często ich przewodnim, nadającym sens motywem. Tak na przykład, jak w pracy „Magical World” (2005), w której grupa dzieci z domu kultury w Zagrzebiu śpiewa tytułową piosenkę skomponowaną w latach 60. przez czarnoskórego amerykańskiego piosenkarza Sidneya Barnesa. Muzyka jawi się zresztą u Billing jako ten rodzaj aktywności, który w szczególny sposób generuje wspólnotowe doświadczenie. Ona sama jest współzałożycielką niezależnej sztokholmskiej wytwórni muzycznej o znaczącej nazwie Make it Happen.
Na wystawie „Silent Running” w Rastrze prezentujemy jednak trzy filmy, które całkowicie pozbawione są muzyki i dialogów. Ten swoisty obraz, pozbawionego emocji, „milczącego pokolenia” uzupełniony jest prezentacją dźwiękowej dokumentacji projektu „You Don’t Love Me Yet” – serią kilkudziesięciu wykonań tego samego utworu przez muzyków z różnych miast europejskich i amerykańskich.
Prace Johanny Billing były w ostatnich dwóch latach prezentowane na licznych międzynarodowych wystawach, m.in. Biennale w Stambule (2005), P.S. 1 w Nowym Jorku (2006), Museum fuer Gegenwartskunst w Bazylei (2007) oraz na tegorocznych Documenta 12 w Kassel. Współpracuje na stałe z galerią Hollybush Gardens z Londynu.